26 września 2009

Prolog

Pomysł na przebiegnięcie maratonu zakiełkował mi w głowie zimą na przełomie 2007 i 2008 r. Dopadło mnie wtedy ciężkie zapalenie płuc. Dziwna choroba. Brak gorączki i charakterystycznych objawów "zwykłych" infekcji, lecz za to wręcz nieprawdopodobne osłabienie organizmu. Problemem stało się wejście na kilka schodów lub przejście 10 m chodnikiem. Trzeba było wtedy zatrzymać się na pewien czas i odpocząć gwałtownie łapiąc powietrze. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem takich problemów i wcale mi się to nie podobało.

Choroba w końcu minęła i trzeba było wrócić do formy. O bieganiu nie było oczywiście mowy - organizm zdecydowanie odmawiał współpracy w tym zakresie. Wiosną 2008 r. możliwe były jedynie marszobiegi, początkowo ze zdecydowaną przewagą marszu :-) O dziwo organizm bardzo szybko przystosowywał się do treningu i od około maja mogłem już biegać powoli i nieprzerwanie przez pół godziny!

Maraton wydawał się bardzo odległy, wręcz nierealny, postanowiłem więc na razie systematycznie biegać "rekreacyjnie", wzmocnić serce i aparat ruchu, z czasem bardzo wolno zwiększać objętość treningu. Miałem nadzieję że po jakimś czasie okrzepnę biegowo i będę mógł rozpocząć treningi których celem będzie ukończenie maratonu. Miesiące mijały (na szczęście) bez większych problemów i kontuzji.

Pod koniec lata 2009 r. realizowałem swój trening "rekreacyjny" o objętości ok. 24-30 km/tydz. w 3-4 jednostkach treningowych w tygodniu.
Schemat był następujący:
  • trening regeneracyjny ok. 45 min truchtem, z przebieżkami (6-8 ok. 100 m bieganymi dość szybko)
  • trening "szybkościowy" trwający ok. 50-60 min, początkowo trucht ok. 25 min. później elementy szybszego biegania np. 100 m szybko na 100 m odpoczynku lub szybkie podbiegi i odpoczynek z górki itp.
  • dłuższe wybieganie po 1-1.20 godz. czasem więcej, powoli ale od czasu do czasu włączane przebieżki.
Przy 4 treningach w tygodniu "trening regeneracyjny" wkładałem między "szybsze bieganie" i "dłuższe wybieganie". Po każdym treningu oczywiście obowiązkowe rozciąganie. Realizowałem też kontrolnie od czasu do czasu dłuższe wybiegania po ok. 2 godz. by przekonać się jak organizm na nie reaguje. Było ogólnie nieźle ale czułem, że choć 20 km biega mi się dość przyjemnie, to 42 km na pewno nie dam rady przebiec :-(.

Tak dobrnąłem do września 2009 r. i postanowiłem sobie zrobić roztrenowanie. Zacząłem odczuwać zmęczenie i znużenie treningiem. Nogi stały się ciężkie i ulotniła się gdzieś chęć biegania. Szkoda, bo planowałem wziąć udział w jesiennych zawodach na dystansach 5-10 km. Postanowiłem, że nie ma co się zmuszać na siłę, trochę odpoczynku jest niezbędne, zwłaszcza że podczas urlopu ostro sobie pobiegałem po Górach Izerskich. Miałem fantastyczne warunki do treningów i chyba troszeczkę przesadziłem ;-).

Powoli chęć biegania wraca, po głowie zaczyna znowu chodzić maraton, m.in. stąd ten blog :-).
Mam wielką nadzieję, że będę mógł zmienić kiedyś napisać "zostałem maratończykiem" ;-)

CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz