5 maja 2015

Jak nie pobiegłem w 3. Orlen Warsaw Marathon

Źródło: http://www.orlenmarathon.pl/
Ukończenie maratonu w dobrym stylu, zwłaszcza zakończone "życiówką" jest wymagającym przedsięwzięciem. Nie ma tutaj miejsca na improwizację, trzeba po prostu mądrze, planowo i systematycznie wziąć się do roboty. Bardzo chciałem pobiec wiosną w Warszawie, więc w listopadzie rozpocząłem treningi pod maraton. Myślę, że moim słabym punktem jest przygotowanie siłowe, więc od razu włączyłem dodatkowy  trening obwodowy. Zima szybko się zbliżała, a wraz z nią perspektywa pobiegania na nartach, uwieńczona startem w Biegu Piastów. Taki trening powinien dać niezłą bazę pod orlenowy maraton :-). Forma rosła z tygodnia na tydzień.

Wszystko szło świetnie do początku lutego. Rzadko choruję, ale w końcu dopadła mnie infekcja i wysoka gorączka dosłownie zwaliła do łóżka. To jeszcze żadna tragedia - tydzień chorowania i można wracać do treningów. Po tygodniu było niewiele lepiej, więc starałem się myśleć pozytywnie i dokończyć chorowanie w pracy. Jeszcze tydzień i będzie można zacząć trenować! Niestety założenia okazały się błędne i do treningów byłem w stanie wrócić dopiero po czterech tygodniach. Początek marca to Bieg Piastów i dylemat: "biec, czy nie biec". Cztery tygodnie przerwy od biegania, kondycji brak, osłabiona odporność, słabe samopoczucie, rozum podpowiada żeby odpuścić. Krótka męska decyzja - mądrzej będzie zrezygnować, trudno, za rok też będzie fajnie, a maraton czeka, straty w kondycji są bardzo duże, ale może uda się jeszcze je odbudować. 

Dwa tygodnie treningów i nawrót choroby. Przestało być zabawnie :-(, po dwóch tygodniach wróciłem do treningów, a do warszawskiego maratonu został niecały miesiąc. Z kondycji nie zostało nic, zaczynam od zera, czy w trzy tygodnie będę w stanie przygotować się do ukończenia maratonu? Nie wiem, ale będę próbował! Dwa tygodnie przed Orlenem zrobiłem 15 km, głównie w celu sprawdzenia formy i samopoczucia. Wniosek był jeden - niestety nie dam rady przebiec 42 km. Na połówkę może bym się porwał, by powolutku i z bólem ukończyć - i to wszystko :-(.

Wyjazd na maraton w Warszawie miałem załatwiony dużo wcześniej, hotel, bilety na Pendolino itd. Pojechałem więc na Orlen Warsaw Maraton, kibicować, zwiedzać i przyjrzeć się z bliska organizacji "narodowego święta biegania". Żeby mnie nie podkusiło na start w ostatniej chwili, na wszelki wypadek zostawiłem buty do biegania w domu ;-). Rozmach wiosennego warszawskiego maratonu robił wrażenie, organizacja była na najwyższym poziomie, wszędzie mnóstwo kompetentnych i przyjaznych wolontariuszy. Mam wrażenie, że wszystko było na najwyższym poziomie! Kibicowałem i podziwiałem zawodników na trasie :-) maratońska atmosfera udzieliła się dzięki temu i mnie.

Jakie wnioski z tej całej historii? Nawet mały błąd może pociągnąć za sobą poważne konsekwencje. Wielką głupotą było nie wyleczenie choroby do końca. Trzeba było zostać w domu jeszcze tydzień, odzyskać siły i kontynuować treningi. Jestem pewny, że mój udział w Warszawskim Maratonie był do uratowania. A tak straciłem trzy ważne dla mnie imprezy: narciarski Bieg Piastów, ulubiony Półmaraton Ślężański no i 3. Warsaw Orlen Marathon :-(.

Sądzę, że zawsze warto mieć jakiś plan "B". Nie pobiegłem maratonu ale odwiedziłem Centrum Nauki Kopernik i Muzeum Historii Żydów Polskich, obie te instytucje niniejszym szczerze polecam.

Z "Orlenem" chcę się zmierzyć za rok. Rekonesans pokazał, że warto wystartować wiosną w Warszawie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz